Spotkałam się z koleżanką. Powiedziałam jej, że spytałam syna co chciałby dostać z okazji imienin. Odpowiedział mi, że on nic nie potrzebuje. Pytałam kilka razy o jakąś grę lub coś do komputera. Dalej twierdził, że na razie nic nie potrzebuje …..Koleżanka też ma dzieci w podobnym wieku i też jest „w trudnej sytuacji życiowej” …. sama je wychowuje. Stwierdziła, że takie dzieci po po prostu tak mają. Nie chcą nic niepotrzebnego i nawet gdy o coś poproszą to zastanowią się kilka razy. One wiedzą, że nie jest łatwo. Kupiłam kompozycję kaktusów , które Szymon lubi i upiekłam ulubioną szarlotkę. W przyszłym tygodniu zorganizuję przyjęcie dla rodziny. I poczekam jak Szymek powie, że wybrał jakiś drobiazg imieninowy dla siebie.
Pracuję dużo i staram się zapewnić Szymonowi wszystko co potrzebuje. Jego potrzeby są na pierwszym miejscu, moje na ostatnim. Potrzebuje to wszystko co dorastający nastolatek, a dodatkowo jako osoba niedosłysząca trochę niestety więcej, choćby koniecznych dodatkowych lekcjami języków i innych koniecznych rzeczy.
Jego tatuś na początku nie płacił żadnych alimentów. Miesiąc przed pierwszą rozprawą wpłacił minimalna kwotę a sędzia przyjazny tatusiom ukrywającym dochody przyznał niewiele więcej. Raz poniżyłam się prosząc droga mailową o coś więcej. Było to ostatni raz, bo odpowiedział mi nie on, ale jego siostrzyczka Klara. Dowiedziałam się, że jej braciszek nie będzie bankomatem ( podobno standard u tatusiów po rozwodzie) a ja za dużo wydaję i powinnam nauczyć się oszczędzać. Poza tym żebym nie liczyła na nic więcej jeśli Szymon nie będzie z nimi utrzymywał kontaktów …. to samo zresztą co usłyszał Szymek od ojca.
Nie poprosiłam więcej i nie poproszę. Watpię, żeby Szymon to zrobił kiedyś. Dostaję alimenty zasądzone w śmiesznej kwocie od osoby o wysokich dochodach. Szymon nie dostał od ojca nic na żadne urodziny, święta , koniec roku i inne okazje zresztą też. Tatuś stosował zawsze system „zimnego chowu” …. zero prezentów i przyjemności. Zasady były zresztą „ogólnodomowe”. Pamiętam jak go poprosiłam raz by kupił Szymkowi żelki na lotnisku. Nie kupował nic i nic nie dawał. Kupowałam ja i dając mówiłam, że to od nas …. byłam tak głupia. Twierdził, że nie będzie rozpuszczał syna bo ja to robię.
I mam wspaniałego rozpuszczonego syna, który nic nie chce bo jak twierdzi nic nie potrzebuje. A ja wiem, że wcale nie ma wszystkiego. Cieszy się z drobiazgów i niewiele trzeba by sprawić mu radość.